czwartek, 18 września 2014

Dreams (On the hill) - Vasily Polenov



 
Łk 8,1-3

Jezus wędrował przez miasta i wsie, nauczając i głosząc Ewangelię o królestwie Bożym.
A było z Nim Dwunastu oraz kilka kobiet, które uwolnił od złych duchów i od słabości: Maria, zwana Magdaleną, którą opuściło siedem złych duchów; Joanna, żona Chuzy, zarządcy
u Heroda; Zuzanna i wiele innych, które im usługiwały ze swego mienia.

Bez bycia uczniem nie można zostać chrześcijaninem, od tego stwierdzenia należy rozpocząć rozważanie o byciu posłanym i powołanym do głoszenia Dobrej Nowiny. Jezus czyni sobie uczniów, sam osobiście dobiera sobie przyjaciół, drugorzędne wydają się ich kwalifikacje i status społeczny, ważne jest pragnienie serca, spontaniczność odpowiedzi, umiejętność podjęcia ryzyka i odwaga. Proste oczy i uszy rybaków spotykają się w niezwykłej percepcji wymiany z chrystusowym spojrzeniem i tembrem głosu, tu rozbrzmiewać zaczyna preludium pt. „Wypłyń na głebię..chodź za Mną”. W Biblii jest wiele fragmentów mówiących o wybieraniu uczniów. Elizeusz zostaje uczniem Eliasza (3Krl 19,19), swoich uczniów też posiada Izajasz (Iż 8,16). Ludzie napełnienie mądrością miewają uczniów, którym przekazują nie własną naukę, nie tylko tradycję-skodyfikowaną w przepisach religijnych, lecz Słowo Boże (Prz 1,8.10). W istocie bowiem idzie o to, by nie być uczniem jakiegoś człowieka, lecz samego Boga. Proroctwa zapowiadają, że w czasach ostatecznych nie będzie potrzeba nauczycieli, bo wszyscy staną się „uczniami Jahwe” (Iż 54,13). Uczeń jest człowiekiem zasłuchania: „Na Twoje słowo zarzucę sieci…” To słowo wezwania rozbrzmiewa w całym wnętrzu człowieka, podrywa do drogi, rozszerza horyzonty, przełamuje bariery, pobudza do przygody wiary. Apostołowie którzy usłyszeli głos Chrystusa, wlepili się w Niego, uczepili tak mocno, tak naprawdę nakłonili jak powie św. Benedykt „ucho swego serca”. O tym doświadczeniu wewnętrznego słuchu pisał w Pierwszej Elegii Rainer Maria Rilke, upominał swoje serce by słuchało Boga: „Nasłuchuj, moje serce, jak jeszcze tylko święci słuchali: aż potężne wezwanie unosiło ich ponad ziemię, lecz oni klęczeli dalej, nieprawdopodobni, i nie zważali na to: tak byli zasłuchani. Nie, żebyś mógł i zdołał przetrzymać głos Boga. Lecz słuchaj wielkiego powiewu, tej nieprzerwanej wieści, która kształtuje się z ciszy…” Oprócz słuchu, dochodzi jeszcze zmysł wzroku o którym pisał Jan Paweł II w „Vita consecrata”. Zobaczyć jaśniejące oblicze Chrystusa w tajemnicy Przemienienia. Bowiem doświadczenie tego faktu jest „nie tylko objawieniem chwały Chrystusa, ale także przygotowuje do doświadczenia Krzyża. Wiąże się z wejściem na górę i zejściem z góry; uczniowie mogli przez chwilę cieszyć się bliskością Nauczyciela, ogarnięci blaskiem życia trynitarnego i świętych obcowania, jakby przeniesieni poza horyzont wieczności, zostają natychmiast sprowadzeni na powrót do rzeczywistości codziennej, gdzie widzą już tylko „samego Jezusa” w uniżeniu ludzkiej natury i słyszą wezwanie, aby powrócić na nizinę i tam wraz z Nim wypełniać z trudem boży zamysł i odważnie wejść na drogę Krzyża”. Droga ucznia nie jest łatwa za Jezusem wędrowali również i tacy którzy namacalnie doświadczyli miłości miłosiernej, których dotknął lub tylko musnął powiew Ducha Świętego, całkowicie odświeżając ich życie. Pełne wdzięczności niewiasty, którym podarowano nowe życie, przystrojono na powrót w piękno i szlachetność, przywrócono utraconą dziewiczość i prostotę wiary. Na koniec odpowiedź która musi się zrodzić z wiary i zaufania Bogu: „Oto ja poślij mnie, dotknij ogniem moich warg. Powiedz Panie czego chcesz, a moją rozkoszą będzie być posłusznym. Daj mi Twego ducha, abym mógł stać się chlebem, abym stał się winem, abym gasił Twe pragnienie.  Nie chce Ci już mówić o moich potrzebach. Panie Ty wiesz wszystko objaw mi Twe pragnienia.”

 

I kiedy pewnego razu, znalazłszy ich na brzegu, wezwał, by poszli za Nim, bez wahania porzucili sieci i od tej chwili oddali się całkowicie swemu Nauczycielowi… Jezus kochał tę duchową rodzinę i swą więź z nią stawiał wyżej od związków krwi.  Kiedy podczas długiego zgromadzenia powiadomiono Go, że na zewnątrz domu, przy bramie, czekają na Niego Matka i bracia, wskazał na uczniów: „Oto moja matka i bracia” (Mt 12,49). Stopniowo wieści
o  galilejskim Nauczycielu i Uzdrowicielu obiegły całą okolice. Za Jezusem stale ciągnęły tłumy. Wystarczało, żeby się oddalił, poszukując chwili samotności, a już uczniowie znajdowali Go: „Wszyscy szukają Ciebie”. I Jezus, jak zawsze, szedł do oczekujących. Ale w tym  twardym, pełnym wyrzeczeń życiu zdarzały się dni czy raczej rzadkie godziny wytchnienia. Gdy się o nich myśli, mimowolnie staje przed oczami obraz wieczoru nad brzegiem Genezaret. Słońce zachodzi za miasto. Masywna sylwetka synagogi ostro rysuje się na tle gasnących promieni. Wiatr leciutko porusza trzcinę i gałązki drzew. Na wschodzie rozłożyły się fioletowe wzgórza. Z oddali niesie się śpiew powracających do domu rybaków. Jezus siedzi na nadbrzeżnych kamieniach, ze wzrokiem utkwionym w spokojną, nieruchomą gładź wody. Pojawia się Szymon i inni uczniowie. Przystają w milczeniu, nie chcąc niepokoić Nauczyciela. A Jezus siedzi w bezruchu w blaskach łagodnego wieczornego światła, zatopiony w modlitwie. Czy uczniowie patrząc w tej chwili na Niego rozumieją, czy przeczuwają, że w Nim objawia im się Ten Najwyższy, który stwarza i porusza wszechświat ? Szymon zapewne chciałby zadać wiele pytań, ale nie ośmiela się, choć gotów jest pójść za swym Panem choćby na kraj świata. Oczy Jana błyszczą gorączkowo; w jego wyobraźni przelatują obrazy powszechnego sądu nad światem i postać Syna Człowieczego, uwieńczonego koroną Dawida. Tak nad Kafarnaum zapada noc”.
( fragment książki ks. Aleksandra Mienia „Syn Człowieczy”)