piątek, 10 czerwca 2016

XI NIEDZIELA ZWYKŁA- Chrystus i kobieta lekkich obyczajów

Łk 7, 36-50
Jeden z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że gości w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku i stanąwszy z tyłu u Jego stóp, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego stopy i włosami swej głowy je wycierała. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to, faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: «Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co to za jedna i jaka to jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą». Na to Jezus rzekł do niego: «Szymonie, mam ci coś do powiedzenia». On rzekł: «Powiedz, Nauczycielu». «Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który z nich więc będzie go bardziej miłował?» Szymon odpowiedział: «Przypuszczam, że ten, któremu więcej darował». On zaś mu rzekł: «Słusznie osądziłeś» Potem, zwróciwszy się w stronę kobiety, rzekł do Szymona: «Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i otarła je swymi włosami. Nie powitałeś Mnie pocałunkiem; a ona, odkąd wszedłem, nie przestała całować stóp moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje stopy. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje». Do niej zaś rzekł: «Odpuszczone są twoje grzechy». Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: «Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?» On zaś rzekł do kobiety: «Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju».

Ewangelia dzisiejszej Niedzieli odsłania nam prawdę o bezgranicznym Bożym Miłosierdziu. Chrystus i grzeszna kobieta. Wcielona Miłość i ludzka nędza. W tle tego spotkania „sprawiedliwi” i „bezgrzeszni faryzeusze” świecie oburzeni oraz fałszywie przekonani o swojej doskonałości. W ilu głowach pojawiła się myśl: „Nie upadłem tak nisko jak ona”. Każdy z nas ma pokusę wybielania siebie, tuszowania swoich ciemnych uczynków… Gdyby dzisiaj do wielu kościołów weszła taka kobieta, ilu to "sprawiedliwych" i "bogobojnych" katolików w imię moralności, próbowałoby wydrapać jej oczy lub okładać różańcem. Jedno jest pewne ona wiedziała kim jest. Prostytutka przychodząc na spotkanie z Chrystusem była sobą; autentyczna z twarzą na której wypisywało się przerażające cierpienie i krzyk o miłość. Wszyscy mieli ją za śmiecia, przedmiot. Tylko Chrystus spoglądał na nią inaczej; w Jego oczach można było dostrzec współczucie i piękną czystą miłość. Kobieta prawdopodobnie widziała już Jezusa, słyszała Go, była pod wrażeniem wyzwalającej nauki. To była przełomowa chwila. W oczach ludzi pozostawała grzesznicą- skazaną na społeczne wykluczenie, pogardę i ból, ale w środku została przemieniona. „Czuła, że zamieszkał w niej ten człowiek” (F. Chalet). Odpowiedzią na przebaczenie płynące z serca Boga, było jej niekonwencjonalne dziękczynienie. Wyraziła to przez pocałunek, łzy, namaszczenie olejkiem- liturgia miłości- najpiękniejsza ponieważ zrodzona z darmowej miłości. Odpuszczone zostały jej grzechy, odeszła wolna i lekka niczym piórko. Ewangeliczny sakrament pojednania w którym to co najbardziej przerażające, obrzydliwe, wydzielające odór duchowej śmierci- zostaje obmyte miłością Boga.