Łk 12, 13-21
Człowiek myślący…
Człowiek cierpiący… Człowiek konsumpcyjny- zawłaszczający wszystko dla siebie.
Myśliciele zajmujący się człowiekiem na przestrzeni wieków historii wykuwali
różne określenia, próbując go scharakteryzować, opisać, zrozumieć. To trzecie
uogólnienie doskonale pasuje do współczesnej dwunożnej istoty. Posiadanie jak
najwięcej ilości dóbr stało się chorobą współczesnego świata. Nikt nie chce żyć
przeciętnie…, wielu marzy o dobrobycie, luksusach i władzy. Środki
współczesnego przekazu lansują wiecznie młodych, pięknych i przeraźliwie
bogatych celebrytów. Człowiek stał się zakładnikiem swoich dóbr (zdeponowanych
pieniędzy i lęku przed ich utratą). Ewangelia demaskuje to paraliżujące i
odbierające rozum człowiekowi zjawisko. Tym, co najbardziej uderza mnie w
postaci bogacza z ewangelicznej przypowieści, jest jego przerażająca samotność.
To coś niezwykle smutnego i na pierwszy rzut oka zauważalnego. Nikt nie jest
tak samotny, jak ów człowiek otoczony, prawie przyduszony posiadanymi dobrami.
Jego najlepszymi przyjaciółmi stały się pomnażające zera na koncie bankowym.
Posiadanie w nadmiarze wszystkiego jest niczym choroba- paraliżuje i okrada
serce z człowieczeństwa. Obsesja posiadania wymywa z horyzontu innych ludzi.
Liczę się tylko ja i moje pragnienia. Jeżeli ktoś dla bogacza jest ważny, to
tylko dlatego że jest użyteczny w procesie zaspokojenia wyimaginowanych
pragnień. „Nasz duch, nasze serce zaczynają się zmniejszać, przystosowują się do
wymiarów przedmiotów, które je wypełniają, do wymiarów dóbr, które obejmują”
(A. Bloom). Chrystus uczy nas czegoś zupełnie innego. Chrześcijanin ma być
człowiekiem skromnym, niezawłaszczonym przez dobra które gromadzi. Człowiekiem
wolnym i dialogicznym, którego ręce są otwarte do dawania. Człowiekiem przekonanym o
tym, że jego największy skarb jest w Niebie. „Tam, gdzie skarb twój, tam i
serce twoje”.